Relacja z przejscia drogi Grigorienko-Prigoda na Uszbie Południowej w Kaukazie
W lipcu 2017 roku, wspólnie z Maćkiem Bedrejczukiem i Pawłem Karczmarczykiem przeszliśmy drogę Grigorienko – Prigoda na zachodniej ściany Uszby Południowej w górach Kaukazu Centralnego. Tę 1500-metrową ścianę udało się przejść w ciągu trzech dni, nocami biwakując bez namiotu na wykopanych w śniegu platformach lub na skalnych półkach.
PLAN
Pomysł wspólnego wyjazdu do Gruzji padł już rok wcześniej – tuż po przejściu drogi Myszlajewa na północnej ścianie Czatyn-Tau – również w gruzińskim Kaukazie. Jednak po wspinaniu na Czatyniu byliśmy zmęczeni dotąd nam niespotykaną kruszyzną skały, kiepską asekuracją, generalnie dużą ilością zagrożeń obiektywnych tego przejścia. Szukając celu na kolejny rok chcieliśmy wspiąć się drogą przede wszystkim przynajmniej trochę bezpieczniejszą, wyprowadzającą na wybitny wierzchołek, o urzekającej linii i stanowiącej nowe wyzwanie. Idealnie gdyby droga zmuszała do skorzystania z pełnego wachlarza technik wspinaczkowych, a nasze przejście wniosło coś nowego w jej historię – najlepiej uklasycznienie.
PODEJŚCIE
Ku naszej uciecze podejście pod zachodnią ścianę Uszby Południowej jest krótkie, proste i przyjemne. Znaczna część trekkingu prowadzi znakowaną ścieżka, która wyprowadza na płaską morenę powierzchniową lodowca Uszbijskiego. Po dojściu mniej więcej do połowy długości lodowca znajdujemy wygodne miejsce na założenie naszej bazy w zagłębieniu moreny bocznej.
WSPINANIE
Ze względu na prognozowane bardzo krótkie okno pogodowe musieliśmy znacznie zweryfikować nasze pierwotne plany. Prognoza na kilka dni słonecznych tuż przed dłuższym załamaniem pogody skłoniła nas do rezygnacji z aklimatyzacji i szybkiej wspinaczce na lekko. Zdecydowaliśmy się na wspinaczkę bez wcześniejszej aklimatyzacji ale z założeniem, że będziemy poruszać się wolniej niż planowaliśmy, z duża ilością przystanków na nawadnianie i dokładając jeden biwak więcej by w ten sposób przyzwyczaić się do wyższych wysokości. Według nas była to jedyna szansa na zrobienie drogi i jak się później okazało – dobra decyzja.
Po jednodniowym odpoczynku na lodowcu, spakowani i przygotowani na spędzenie trzech biwaków w górach, o godzinie 1:30 w nocy opuściliśmy nasz namiot. Po pięciu godzinach podejścia lodowcem rozpoczęliśmy wspinaczkę. W pierwszy dzień zrobiliśmy ok. 700 metrów przewyższenia, głównie w umiarkowanie prostym, śnieżno-mikstowym terenie.
Drugi dzień to przyjemne wspinanie skalne o nieekstremalnych trudnościach i w dobrej jakości skale. Pomimo wczesnej decyzji o biwaku i dogodnym miejscu zmuszeni byliśmy przeczekać do zachodu słońca, aby na dobre móc rozlokować się na naszej półce. Zaciekająca po ścianie woda z wytapiających się pól podszczytowych o zachodniej wystawie stwarzała warunki zbliżone do obfitego opadu deszczu. Walka o pozostanie suchym trwała do czasu aż temperatura spadla poniżej zera, czyli dopiero ok. godz. 21:00.
Trzeciego dnia rano rozpoczęliśmy wspinanie skalną kopułą szczytową, którą pierwotnie chcieliśmy przejść klasycznie zmieniając ciężkie buty na lekkie butki wspinaczkowe.
Największym problemem w realizacji zamierzonego celu wspinaczki klasycznej był bardzo krótki czas na rozwiązanie kluczowych trudności. Pomiędzy niskimi temperaturami występującymi rano na zachodniej wystawie i wysokości 4400 m n.p.m., a następnie mokrymi zaciekami przechodzącymi w potoki z wytapiających się pól śnieżno-lodowych kopuły szczytowej pozostaje zaledwie 2-3 godziny dogodnych warunków do wspinaczki klasycznej na sportowym poziomie. Napotkane trudności nie rokowały na tak szybkie przejście klasyczne, a zbliżające się załamanie pogody tylko upewniło nas w decyzji o zmianie techniki na hakową. Na szczycie jesteśmy o godzinie 22:15.
POWRÓT
Pierwotny plan zejścia zakładał trawers z południowego na północny wierzchołek i zejście drogą klasyczną na Uszbijski Lodowiec. Jednak ze względu na dość mało komfortowy biwak na przełęczy pomiędzy wierzchołkami, a przede wszystkim zaniepokojeni wizją nadchodzącej burzy skierowaliśmy się na lodowiec Gul. Po mało przyjemnym zejściu w rozmiękłym śniegu, do zielonych łąk doliny docieramy ok. godz. 14, a o zmroku jesteśmy z powrotem w Mestii.
PODSUMOWUJĄC
Przejście drogi Grigorienko – Prigoda było dla nas logistycznie wymagającym przedsięwzięciem. Jak zawsze przygotowując się do wielodniowej wspinaczki w zimowych warunkach największym problemem jest zaplanowanie odpowiednią ilość jedzenia, sprzętu i wyselekcjonować tylko naprawdę niezbędne rzeczy. Perfekcje uzyskuje się wówczas, gdy po zejściu do doliny nie wyciąga się z plecaka nieużytego ekwipunku lub jedzenia.
Należy zwrócić wagę na to, że po raz kolejny będąc w tym składzie osobowym w Gruzji udało nam się wstrzelić w okno pogodowe i warunki pozwalające na przejście ściany. Ciężko porównać, które przejście było bardziej angażujące. Każda wspinaczka jest innym, bezcennym doświadczeniem – czasem przyjemniejszym, a czasem mniej.